Pewnego jesiennego wieczora siedziałam z dwoma koleżankami przy otwartej butelce wina i wspominałyśmy czasy liceum. Nasze wspomnienia były jeszcze świeże, bo od rozdania nam świadectw maturalnych upłynęło dopiero sześć miesięcy. Z jednej strony cieszył nas koniec szkoły, ale z drugiej, chyba za sprawą wypitego wina, poczułyśmy głęboki sentyment za tym co już nie powróci i po kolei dzieliłyśmy się tym, co nam zostało w pamięci.
Zaczęła Ola: „A pamiętacie naszego wuefistę? To było ciacho! Ale chyba na poważnie kręcił z tą z III E. Prawie na każdej przerwie siedzieli razem w kantorku. Każdy o nich wiedział, nawet pozostali wuefiści zawsze zostawiali pana Z. tam na dyżurze… Raz nawet „niechcący” udało mi się uch podpatrzeć… A było tak.
W poniedziałek na drugiej lekcji mieliśmy fizykę z dyrektorem. Zahaczył mnie w momencie, kiedy dzwonił dzwonek na pięciominutówkę, żebym pobiegła po dziennik zmian do kantorka, bo rzekomo tam został, a był na gwałt potrzebny. Wściekłam się, bo właśnie miałam dokończyć ściągi na kartkówkę z niemca – był przeciek, że klasa C właśnie miała, więc było wysokie prawdopodobieństwo, że nas też „zaskoczy”. Komu jak komu ale dyrowi nie wolno odmawiać i pobiegłam jak wystrzelona z procy. Kilkanaście metrów przed kantorkiem zwolniłam, bo nie chciałam, wyglądać na zziajaną. Na paluszkach podeszłam pod uchylone drzwi. Zdziwiło mnie to, że nikogo nie było słychać. Co prawda, tego dnia wuefy zaczynały się dopiero na czwartej lekcji, ale jedna z nauczycielek przyjeżdżała zawsze na dziewiątą (jej pociąg kursował co 4 godziny). Zdziwiona, zajrzałam do wnętrza pokoju i kiedy nikogo nie zobaczyłam, śmiało weszłam do środka. Postanowiłam szybko załatwić sprawę z zeszytem, gdy nagle usłyszałam charakterystyczne zgrzytnięcie, jakby ktoś przesunął ławkę po płytkach. Zaciekawiło mnie to. Hałas dobiegał z drugiego kantorka, w którym był trzymany sprzęt sportowy. Oddzielony był ścianą, w której pod sufitem, po całej długości, biegł rząd małych okienek. Bez zastanowienia cichaczem weszłam na stolik i spojrzałam przez jedno z nich. I mnie wcięło!!! Zobaczyłam naszego pana Z. rżnącego się ze swoją panienką. Stała oparta o ławkę, a on tak napierał na nią od tyłu, że co chwilę ją przesuwali, stąd zgrzyty.
Akcja była dość szybka, bo dziewczyna musiała z powrotem biec na lekcję. Do dziś mam ją przed oczami w tej kusej mini spódniczce, unoszącej się w miarę szybkich ruchów mężczyzny, który nawet nie zdjął jej majteczek, tylko lewą ręką odsunął sznureczek stringów, a prawą masował ją po pośladkach. Musiał go kręcić ich widok, bo jego wzrok, tak jak i penis, był wbity między dwa jędrne pośladki, które miętosił w taki sposób, że zderzały się o siebie. Głęboko penetrując jej cipkę dużym penisem, marzył o jej drugiej dziurce. Domyślałam się tego. Wiedziałam, że to zrobi. Wtedy zadzwonił dzwonek na lekcję. Wtedy przyspieszył… Ona jakby czytając w jego myślach puściła się ławki i rozszerzyła pośladki tak, żeby wszedł w jej dupkę. Bliski wytrysku nie tracił ani chwili i nawilżając ją tylko obfitym soczkiem z jej cipki, bez oporów wszedł w nią. „Aaaah” pisnęła dziewczyna. Była taka ciasnaaaa. Ciaśniutka. Mocno ściskał jej pośladki i wchodził w nią stopniowo coraz głębiej. Dyszała coraz głośniej a jej zarumieniona twarz mówiła jedno: „zaraz dojdę tylko zrób to pierwszy we mnie, proszę zrób…”. Odwróciła głowę, popatrzyła na niego błagającym wzrokiem i powiedziała: „spuść się we mnie”. Zobaczyłam tylko jak ich ciałami wstrząsnął dreszcz rozkoszy. W tym momencie byli jednym szczytującym ciałem. Opadli razem na ławkę. Nie spieszyli się z niczym, jakby zapomnieli, gdzie są… . Zresztą ja też powinnam była już być na lekcji. Ale co tam. Przecież miałam wytłumaczenie. Zwaliłam na dyra. Na następnej przerwie, kiedy zobaczyłam ją taką rozszczebiotaną, poczułam tylko jak policzki mi płoną. Wiecie co wtedy pomyślałam? Że też tak chcę!!
„No co ty Olka nigdy tak nie próbowałaś?? coś się może da na to poradzić… Zaraz zawołamy braciszka… On jest dobry w te klocki… tylko otwórz jeszcze tą buteleczkę, bo się zmarnuje!”. I głośno, ale trochę niepewnie się zaśmiałyśmy, bo nie wiedziałyśmy czy Zuza mówi serio. Co prawda mieszkała klatkę obok… .
Wtedy wyciągnęła z kieszeni komórkę i wybrała numer…
CD w następnej części….
mokro mi… :>